Cześć,
W czasie pandemii kupiliśmy z mężem gogle VR (dokładnie Oculus Quest II gdyby ktoś chciał sprawdzić jak to wygląda). Sprzęt jest ze mną do dziś i jest moim sposobem na jakikolwiek ruch, kiedy nie mam za bardzo sił i ochoty.
Nie trzeba wychodzić z domu.
W grze lecą na Ciebie kolorowe kulki, które musisz uderzać, więc nie ma czasu zastanawiać się ile do końca treningu.
Dodatkowo leci fajna muzyczka.
To wszystko sprawia, że zebrać się na trening z VRem jest mi łatwiej niż zebrać się na trening na rolkach.
Śmieszne jest tylko to, że na drugi dzień mam zakwasy... po uderzaniu w powietrze 🤷♀️
Ale no życie. Powroty takie są ;) Półtora miesiąca od śmierci taty zrobiło swoje.
Piszę do Ciebie, ponieważ po przerwie w aktywności bardzo łatwo dać się porwać myślom, które mówią że: "skoro już się bierzesz za trening, to zrób coś ambitnego".
…bo właśnie to „ambitne” potrafi nas najbardziej zablokować.
Wiesz, to ten moment, kiedy postanawiasz, że jutro zaczniesz biegać.
A potem jest trochę za ciepło, trochę za zimno, potem wypada coś ważnego, potem chcesz jeszcze dokupić nowe legginsy, bo przecież nie będziesz się męczyć w starych, a potem… robi się październik.
I orientujesz się, że od "jutro zacznę biegać" minęło pół roku.
Bo kiedy człowiek jest w gorszym momencie – czy to życiowym, czy zdrowotnym, czy emocjonalnym – to ostatnie, czego mu trzeba, to jeszcze dokładać sobie presji. Ale jakoś tak się dzieje, że właśnie wtedy najczęściej myślimy: „Jak już się za to zabiorę, to ma być porządnie!”
A prawda jest taka, że często to właśnie te „niepozorne” decyzje, jak założenie butów i przejście się po osiedlu, włączenie VRa na 10 minut, czy odmrożenie zupy zamiast zamówienia pizzy – robią największą robotę.
Plus całej tej sytuacji jest taki, że „powinnaś zrobić coś bardziej ambitnego” to tylko myśl. A myśli – nawet jeśli brzmią bardzo przekonująco – nie są faktami.
To nie wyrocznia. To nie prawda objawiona. To po prostu ciąg słów, który pojawił się w Twojej głowie, bo… no właśnie, bo może przez lata uczyłaś się, że „wartość” ma tylko to, co trudne i wymagające. Że jak coś przychodzi z lekkością, to się nie liczy.
Ale prawda jest taka, że nie każdej myśli trzeba słuchać.
Można ją zauważyć. Uśmiechnąć się pod nosem. I wybrać inaczej.
Można iść na ten spacer, choć myśl mówi: „to za mało”.
Można włączyć muzykę i potańczyć w salonie, choć myśl krzyczy: „weź się za coś konkretnego”.
Można zrobić krok, zamiast czekać, aż znikną wszystkie wątpliwości.
To jest coś, czego uczymy się w procesie zmiany: oddzielania myśli od faktów i wybierania tych, które nam służą.
Nie tych, które są najgłośniejsze. Tylko tych, które pomagają nam żyć tak, jak chcemy.
Oczywiście zmiana myślenia nie jest czymś, co dzieje się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. To kawał pracy do wykonania. Ale można zacząć ją robić w każdym momencie. I powtarzać aż do skutku ;)
Jeśli temat myśli, które sabotują nasze działania, rezonuje z Tobą – to koniecznie posłuchaj ostatniego odcinka podcastu.
Opowiadam w nim właśnie o tym, jak wygląda proces zmiany, kiedy zaczynamy nie od rewolucji, tylko od przyjrzenia się swoim przekonaniom i małych kroków.
Znajdziesz tam sporo przykładów, trochę psychodietetyki, no i jak zawsze – coś, co możesz od razu zastosować u siebie.
|